sobota, 24 kwietnia 2010

Smycz

Nieskomplikowany przyrząd uciskający moją szyje w celu uwięzienia mnie i niedopuszczenia do jakiejkolwiek zmiany położenia.

Szarpałem wytrwale...
Szarpałem...
...i szarpałem
Gryzłem z wściekłością...
Gryzłem..
...i gryzłem
Niewzruszona i jakoby niezniszczalna na mojej szyi odmierzała kolejne metry których niepokonałem. Nie byłem w stanie się jej pozbyć i trwałem w miejscu czekając aż czas ze mną skończy.
Smycz na mojej szyi oblekała delikatnie skórę gdy nie próbowałem jej zerwać. Gdy rwałem tysiące kolców spijało moją krew dopóki stało mi sił by rwać.
Sama myśl że może mi się udać powodowała naprężenie smyczy. Jakby przewidywała że napływa do mnie odrobina nadziei i natychmiast stawała się grubsza i cięższa.
Dusiła mnie za każdym razem gdy budziłem się rano i podduszała przed snem bym śpiąc nie zapomniał o niej.
Wczoraj jednak...
...obudziłem się...
...smycz wciąż była na mojej szyji.
Ale to było wczoraj. Dziś już bez smyczy siedzę i klepię w klawiaturę mając nadzieję że że są inne psy które też mają dosyć smyczy, zwłaszcza liczę że poznam suczkę... *Auuuuuuuuuu*
*Plask*
Jesteście?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz